czwartek, 24 maja 2012


Mamy drugą szafkę nocną!
Przed zakupem wyglądała tak:



Praca nad nią trwała 3 dni, efekt widoczny na zdjęciach:




niedziela, 20 maja 2012

co na nas czeka...

A w naszym składziku czekają na wolne moce przerobowe:


Bieliźniarka, która ma być szafką na buty. Okropna olejna farba...



2 bardzo nietypowe krzesła - szukamy inspiracji, jak wymościć siedzenia:




To w przyszłości (ciekawe jak dalekiej) będzie szafka pod umywalkę w łazience:


























A ta szafa z pięknym secesyjnym ornamentem już jest w trakcie obróbki:


Stół już też po odtworzeniu kawałka nogi, oczyszczeniu i dwóch malowaniach, z czekającym blatem jest w fazie końcowej przygotowań:



Ten stolik Ludwik - ława - jeszcze nie tknięty a ma już właściciela, który czeka z niecierpliwością:



Szafka (również Ludwik) wygląda jak odlana z żeliwa, a pod lakierem kryje się szlachetne, egzotyczne drewno. Jakiś "ktoś" obciął nogi i stąd dodatkowy kłopot ......



zmieniony stół

Stół wymagał jednak drobnej zmiany: blat zyskał nowy kolor. I chyba cały stół też na tym zyskał...  





















Tym razem w sesji fotograficznej wzięła udział także nasza psia piękność. Tu w majowej trawie. 
 






poniedziałek, 7 maja 2012


I nasze najnowsze dzieło: stół kuchenny z szufladką

Podobno znaleziono go w zamkniętym od wielu lat młynie. Nas uwiodły zwłaszcza nogi – frezy i te rozszerzane elementy na samym dole.

















Blat po rozłożeniu pomieści nawet 8 biesiadników.
















Teraz blat jest zawoskowany, nogi w kolorze kłosów pszenicy a szuflada dostała nowy uchwyt.


Wiedzieliśmy od razu, ze „to ta”, chociaż musiała stać chyba w biurze, zamykana miała być na zamki (kto tak mocuje zamki???), po bokach miała kilka gwoździ i jeden haczyk…
Szuflady zgubiły uchwyty, a przechowywano tam chyba… a może lepiej nie wiedzieć?





Trzy tygodnie wytężonej pracy, wymiana kilku elementów, całkiem nowe półki, uchwyty i kilka innych części i jest – kolor algi morskie, uchwyty z elementami porcelanowymi, czyściutkie półki i wyszlifowane wewnątrz szuflady…


Skrzynia (już nie) podróżna


Każdy z tych przedmiotów ma swoją historię… I gdyby umiały mówić, to ona zapewne miałaby najwięcej do opowiedzenia.
Może przepłynęła Atlantyk? A może stanowiła wiano jakiejś zamożnej panny?
Wiemy z naklejki umieszczonej wewnątrz, że zrobiona została we Wrocławiu, wiemy, że była dosyć mocno używana.



Uzupełniliśmy braki (popękane dno, wyłamana część zamka), wymieniliśmy w niej wszystko wewnątrz (mocno zużyta papierowa tapeta została zastąpiona tkaniną w kwiatki a brzegi uzupełniliśmy o jutowe wykończenie), zmieniliśmy też zawiasy (były dwa, każdy inny, na pewno nie oryginalne). Naklejkę znów przykleiliśmy na wewnętrzną stronę wieka.













































Nie zmieniliśmy właściwie tylko powłoki zewnętrznej, więc tym razem efekt nie jest tak spektakularny…

Orzechowa komoda


Są też mebelki, które swoje muszą odczekać w kolejce i do nich należała ta komoda.
Została kupiona z myślą o doposażeniu naszej sypialni. W swoim poprzednim życiu była wykorzystywana jako tzw. „umywalka” w czasach, gdy w mieszkaniach nie było łazienek, wyposażane były takie komody w blat np. marmurowy, ustawiano na niej komplet miednica + dzbanek i tak tworzony był kącik do mycia się.
Ta komoda właśnie taki blat miała (jasnoszary marmur), pomalowano ją dość grubą warstwą lakieru, który oczywiście trzeba było usunąć.
Pokazała pod tym lakierem nam swoją „prawdziwą twarz”: nie cała była zrobiona z drewna orzecha, trzeba było szybko zdobyć nowa umiejętność: okleinowanie.



















A poczekać musiała na nowy blat: przez około pół roku czekała na ten docelowy z drewna (do okleinowania trzeba „mieć dzień”), aż w weekend majówkowy się doczekała…




Krzesło "senior"


Dawniej w komplecie krzeseł  do pokoju stołowego były zwykłe krzesła i jeden „senior” – dla seniora(-ki) rodu. Do nas z piwnicy kolegi przywędrował taki właśnie senior. Okurzony, chyboczący się, rozklejony smutny mebel, z zarwanym siedziskiem i brakującymi elementami oparcia.












Element ten uzupełnił młody adept sztuki stolarskiej – uczeń technikum drzewnego, do nas należała reszta: z wybraniem koloru nie było problemu, trochę naszukaliśmy się materiału obiciowego. Po odebraniu fotela z zakładu  tapicerskiego zastanawialismy się tylko, czy nie jest za słodki….


szafka nocna


Zdarzały się i meble – tzw. „szybkie tematy”. Udało się na przykład w tydzień z szafki – wyglądającej jak urna na prochy – zrobić całkiem przyjemną szafkę nocną. 




Zabrało nam to tydzień, a efekt widać na zdjęciach. A teraz szukamy drugiej – na drugą stronę łóżka.



Krzeseł trochę szukaliśmy, aż trafiliśmy na „te jedyne”.
Szczerze mówiąc, trudno mi było uwierzyć, że coś z nich może być – 
były w opłakanym stanie i nie zachęcały prawie niczym. Miały jednak w sobie „to coś”.




Pierwszym krokiem było usuniecie starej tapicerki. Nie zostawiliśmy z niej ani kawałka – wyrzucona została bardzo zniszczona skóra, pakuły a nawet użyte dwie okładki ze szkolnych zeszytów (w kolorze czerwonym, szkoda że nie zostały uwiecznione na zdjęciach).





















Kolejnym krokiem był wybór materiału obiciowego: stanęło na skórze w tym samym kolorze co krzesła. I znów: szlifowanie, odkornikowanie, rozklejanie, sklejanie, kilkukrotne malowanie.
I tapicerowanie.



A na koniec poprosiliśmy zaprzyjaźnionego krawca o uszycie pięknych poduszek – ochraniaczy:






Chwilę później trafił do nas stół, który postanowiliśmy wyremontować.
Wymagał odczyszczenia, odkornikowania i wielu, wielu innych czynności.
Wymieniliśmy też blat (na dębowy), wymiany wymagała też jedna z desek.
Nogi pomalowaliśmy transparentną farbą (kolor „kłosy pszenicy”), blat zaolejowaliśmy i oczywiście wszystko na nowo skleiliśmy.
A poniżej – zdjęcia stołu już po rozklejeniu:

4 nogi na 4 etapach obróbki:

i efekt finalny:





a o krzesełkach widocznych na zdjęciu – w następnym poście. 


Krzesła gustawiańskie


Zaczęło się od 2 krzeseł w stylu gustawiańskim, w okropnym stanie.
Tapicerka podarta, mnóstwo śrub i gwoździ, dodatkowe „listwy” mocujące.
A jeszcze w dodatku jedno z nich – z wypaczonym oparciem.
Widok co najmniej smutny.



Kosztowały nas mnóstwo pracy i czasu (zwłaszcza odkształcone oparcie), później właściciel (zostały podarowane w ramach prezentu gwiazdkowego) nie mógł się zdecydować na kolor obicia, ale efekt i nas zaskoczył.